DESER PRZED OBIADEM

Poszłyśmy na spacer, pogoda wymarzona na długie wędrówki. Ach piękną mamy wiosnę tej zimy - słonko grzeje, sikorki śpiewają, sarenki biegają, kwiatki kwitną (no dobra z tymi kwiatkami to może lekko przesadziłam) żuk gnojak toczy…

Gnojak??? Zaraz, zaraz a co on tu robi? Jest żuk, musi być gdzieś i pączek, muszę tylko dyskretnie powęszyć, bez pośpiechu, spokojnie, bo jeden niewłaściwy i zbyt energiczny ruch głowy i nie uda mi się go upolować. No przecież czuję, że tu jest, a zupełnie nie widzę. Eh wysoka ta trawa. No dobra jeszcze raz, powoli i spokojnie, muszę się skoncentrować. Dobra, jest, widzę, zwalniam, odwracam głowę w inną stronę i…. szybki skok, i mam całą paszczą pączka. Trochę mi się wysypał, ale mój językowy podajnik zdołał sporą porcję przetransportować do gardła.

Ależ się matka wściekła.

Nakrzyczała na mnie, że jestem obrzydliwa i zaczęła mnie ignorować. Powiedziała, że nie dostanę podwieczorku, bo limit słodyczy przed obiadem wyczerpałam na najbliższy rok, albo jeszcze dłużej. Czy to znaczy, że przez rok nie będą mnie karmić?

W dodatku skróciła mi smycz najmocniej jak się dało, a ja sobie przecież tylko kawałek pączka złapałam, mały kawałek, bo te konie ze stajni obok zawsze zostawiają dla nas takie wielkie, że całe nie mieszczą się w pysku. Nawet sobie nie wyobrażasz ile razy próbowałam, ale zawsze mi część wypada. Dobra, nie będę narzekać, trzeba się cieszyć z tego co jest. Nie wiem jak radzą sobie psy w miastach, bo jak czasem mamy wycieczkę do wielkiego miasta to tam nigdzie nie leżą świeże pączki. Za to jest straszny hałas, śmierdzi i wszyscy nas albo potrącają albo próbują głaskać. Nie lubię miasta, po pierwsze jest za dużo ludzi a po drugie nigdzie nie serwują pączków. Co to za życie?

Kochani zapraszamy Was na pączki, draże i dropsy -u nas w lesie zawsze pod dostatkiem -codziennie świeża dostawa. Dorzucę mapę, żebyście trafili ;)

/Lola/

PS.A jeśli chcecie wiedzieć co na temat pączków uważa Matka kliknijcie TUTAJ.