PASZTET Z ZAJĄCA

Was też to tak wkurza, że jak już złapiecie trop, to się człowiek was pyta co czujecie? Czy te ludzie naprawdę nie mogą się schylić i niuchnąć porządnie?

Męczymy się, wąchamy, staramy się wyizolować ten jeden, najświeższy ślad. Każda komórka w nosie zaangażowana w pracę. Węch wyostrzony. Przecież to wcale nie jest takie proste. I kiedy już prawie mamy ten upragniony, właściwy trop, kiedy szykujemy się do skoku, zawsze to samo - klepnięcie w tyłek z niewinnym pytaniem: “I co tam czujecie Dziewczyny?”. No co czujemy? No rzesz cholera nic nie czujemy, bo jakiś ignorant znowu rozwalił nam całą robotę.

Matki to jednak jakieś dziwne! Najpierw ćwiczą z nami w domu wyszukiwanie mikro okruszków z ciasteczek w jakichś farfoclach (ona mówią na to mata węchowa, czy jakoś tak) a potem jak próbujemy ćwiczyć w terenie to rozpraszają i nie pozwalają dogonić źródła zapachu. No to na co nam te umiejętności? No na co?

Nieważne, idziemy dalej i zaczynamy od początku. Kolejne zapachy. Sarna, jeleń, łoś, sarna, zając. Wreszcie!

Kocham zające!

Kocham! Kocham! Kocham!

Kocham zające nawet chyba bardziej niż koty.

Mieszka niedaleko nas taki jeden. Właściwie dawno go nie widziałam, może się wyprowadził? Nie no jak się wyprowadził, kiedy wyraźnie czuję jego zapach. Aj, zastanowię się później, nie ma co tracić czasu. Zając wzywa, no to do przodu. O kotach opowiem Wam może innym razem

- Lol lecimy zając, po prawej, no dawaj! Ciągnij mocniej!

- Rub, nie mogę, mam matkę na smyczy, a ona jak zwykle hamuje. Czekaj podskoczę, może niechcący puści, wtedy podetnę twoją i polecimy.

- Lol nie skacz, to nic nie da. Musisz do przodu, tak nisko, wtedy masz więcej siły. Zobacz, ugnij lekko łapy, odepchnij się tylnymi z całej siły i lecisz.... Szarpnij, może karabińczyk puści…

Nie puścił. Znowu na podwieczorek marchewka. A mogło być tak smacznie…

/Ruby/